środa, 28 maja 2014

Rozdział 18

Nastał piątek. Hana wstała rano i zauważyła, że ma jedną nieodebraną wiadomość.

Od: Maria
Pisałam wczoraj egzamin. Był trudny ale poradziłam sobie i dobrze mi poszło.

Natychmiast jej odpisała.

Do: Maria
Wspaniale. Cieszę się.

Już chciała położyć telefon na stolik gdy nagle zadzwonił. Hana odebrała ale oczywiście nikt się nie odzywał. Po pracy
pojechała do Leny, ponieważ miała zamiar być jak najdłużej wśród ludzi, bo nie chciała być sama w pustym domu. Kiedy zajechała pod dom przyjaciółki i zadzwoniła drzwi otworzył witek.
-O, Hana. Miło cię widzieć.-przywitał ją.
-Hej Witek. Jest Lena?-zapytała.
-Nie ma. Ale wejdź. Poszła z małym na spacer więc zaraz pewnie powinna przyjść, bo poszła już dość dawno.-odpowiedział zapraszając ją do środka.
-Nie poszedłeś z nimi?
-Nie. Mam inną robotę.
-Przeprowadzacie się?-zapytała, gdy weszła do salonu w którym zobaczyła torby, walizkę i pełno rzeczy porozkładanych na stoliku i sofie.
-Nie.-powiedział specyficznym głosem-Nie przeprowadzamy się. Tylko wyjeżdżamy, do Torunia, na miesiąc.
-Na miesiąc.-powtórzyła ironicznie.
-No, na miesiąc. Zapakowanie tych wszystkich rzeczy zajmie mi wieki. Wyszykowanie małego dziecka jest niezwykle trudne.
-A kiedy wyjeżdżacie?
-W niedzielę.
-Zdążysz się zapakować?-zapytała śmiejąc się.
-Bardzo śmieszne.-odezwał się.
Po krótkim czasie usłyszeli wchodzącą Lenę.
-Już jesteśmy!-zawołała Lena.
Lena bardzo się ucieszyła jak zobaczyła Hanę, ponieważ dawno jej nie widziała. Przekazała synka Witkowi i obie się uściskały.
-Świetnie, że przyjechałaś.-powiedziała Lena.
-Ja też się cieszę. Długo u was nie byłam więc postanowiłam was odwiedzić.
-I bardzo dobrze.-uśmiechnęła się Lena po czym zwróciła się do Witka-Jeszcze tego nie zapakowałeś?
-Nawet nie wiem co mam zapakować. Mogłabyś mi pomóc.-wyrzucił jej.
-Ktoś musi opiekować się Felkiem.
-Hej. Może ja zaopiekuję się Felkiem, a wy w tym czasie się spakujecie.-wtrąciła się Hana.
-Naprawdę mogłabyś?-zapytała Lena.
-No jasne. Już skończyłam dziś pracę, a w domu i tak nie mam nic do roboty.
-Dzięki.
Hana wzięła Felka na ręce i poszła z nim do pokoju. W tym czasie Lena i Witek zapakowali rzeczy. Gdy wieczorem Hana wróciła do domu zauważyła na drzwiach przyczepioną małą kartkę na której pisało.

Miej się na baczności. Mam cię na celowniku.

Długo nie mogła zasnąć, gdyż cały czas myślała nad tym co mogą znaczyć te zdania i kto ją prześladuje.
W niedzielę w szpitalu Gawryło spotkał na korytarzu Hanę strasznie zdenerwowaną. W ręce trzymała telefon.
-Wszystko w porządku?-zapytał ją.
-Tak.-starała się mówić spokojnie.
-Na pewno? Jesteś bardzo zdenerwowana.
-Tak.-wyszeptała i szybko odeszła.
Lekarka skierowała się w stronę pokoju lekarskiego w którym właśnie siedziała wiktoria.
-Hej jest Przemek?-zapytała wchodząc.
-Przed chwilą skończył dyżur i wyszedł.-odpowiedziała Wiki.
-A mogłabyś mu coś dać?-wyjęła z kieszeni klucze i podała je wiktorii-To zapasowe klucze do mojego domu.
-Po co mu twoje klucze?-zapytała Wiki zaskoczona.
-Tak na wszelki wypadek.-odpowiedziała i chciała już iść.
-Hana.-zatrzymała ją wiki-Będziesz jutro od rana w pracy?
-Niezupełnie. Przed pracą pojadę na strzelnicę.-odpowiedziała i poszła.
Wieczorem wiki dała klucze Przemkowi, który był tym niezwykle zaskoczony.
-Zadzwonię do niej.-powiedział na koniec.
-Poczekaj.-zatrzymała go-Jest już późno. Jutro z nią porozmawiasz. Pytałam ją czy będzie rano w pracy.
-I co powiedziała?
-Powiedziała, że będzie ale wcześniej pojedzie na strzelnicę.
-No dobra. To jutro to wyjaśnię.
W poniedziałek rano pojechała na strzelnicę. Przyjechała pod budynek. Wydawało jej się, że ktoś ją śledzi. Szybko wyjęła z torebki telefon i wysłała sms-a. Jak wysiadła, zauważyła coś dziwnego więc poszła w tym kierunku. Usłyszała jakby płacz dziecka, postanowiła to sprawdzić, poszła za odgłosami. Zaszła w ślepy zaułek, płacz ustał ale po chwili znowu nastał. Tym razem wydawało się, ze to nie płacz dziecka tylko nagranie płaczu puszczone prawdopodobnie z dyktafonu w telefonie. Znowu ustał i w tej chwili usłyszała kroki. Nagle ktoś zakrył jej usta i mocno złapał tak, że nie mogła się wyrwać ani krzyczeć.

Rozdział 17

Następne trzy dni nic się nie działo. Hana przepytała Marię z materiału. Pomogła też siostrze przygotować się do wyjazdu. W poniedziałek Maria poszła do hotelu rezydentów pożegnać się z Wiki, Przemkiem i Agatą. Wszyscy akurat siedzieli w salonie, gdy Maria przyszła, każdy miał dla niej mały upominek na pożegnanie. Hana nie mogła przyjść, ponieważ miała całodzienny dyżur.Wiktoria podarowała Marii śliczną fioletową apaszkę, Agata dała jej kryształowe kolczyki z naszyjnikiem i bransoletką, a Przemek kupił dla niej album do zdjęć.
-Bardzo dziękuję za tak wspaniałe prezenty.-powiedziała zachwycona Maria.
-Miło, że ci się spodobają.-powiedziała Agata.
-Mam nadzieję, że jeszcze nas odwiedzisz.-dodała Wiki.
-Nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek tutaj przyjadę. Przyleciałam tu z pewnego jednego powodu. No i w ogóle to mama tu mnie przysłała. Bardzo was polubiłam. Z chęcią bym tu jeszcze przyleciała ale nikt nie wie jak się życie potoczy i co się wydarzy w przyszłości. W Tel Awiwie mam dom, szkołę, rodzinę, przyjaciół.-powiedziała spokojnie Maria.
-Sądzę, że nic z tych rzeczy nie stoi na przeszkodzie abyś przyjechała chociażby na wakacje.-mówiła Wiki, a Maria się uśmiechnęła.
Następnego ranka Hana zawiozła Marię na lotnisko. Przed odjazdem, kiedy Hana była już w samochodzie Maria cofnęła, zostawiła list na stole w kuchni, wróciła do auta i odjechały. Na miejscu Hana żegnała się z siostrą.
-Szkoda, że nie polecisz ze mną.-powiedziała Maria.
-Miriam. Chciałabym z tobą polecieć ale nie mogę.
-Dlaczego?-spojrzała na nią pytającym wzrokiem.
-Mam tu wiele spraw do załatwienia. Nie mogłabym tego wszystkiego zostawić tak na dłużej. W dodatku dopiero od niedawna pracuję na stałe więc nie chcę zarazie brać dłuższego urlopu.-wyjaśniła Hana chociaż miała też parę zmartwień o których nie chciała mówić.
-Ale przylecisz kiedyś?-zapytała z nadzieją.
-Oczywiście.-odpowiedziała uśmiechając się.
Hana mocno uściskała siostrę po czym się rozstały. Kiedy samolot, którym poleciała Maria już odleciał Hana pojechała do domu. Weszła do mieszkania, które wydawało jej się cicha i puste. Weszła do kuchni i wtedy zadzwonił telefon. Pisało brak numeru więc go zignorowała. Coraz bardziej się niepokoiła. Nagle zobaczyła leżącą na stole kopertę, wzięła ją i otworzyła. Było tam parę zdjęć i list. Treść listu była następująca.

Hana!
Teofil powiedział mi, że widział jak jakiś mężczyzna oblał atramentem okna, a ja mu uwierzyłam. Więc to raczej nie dzieciaki z osiedla, bo one i tak mają się gdzie bawić. Myślę, że powinnaś powiedzieć komuś o tych zalanych oknach i telefonach albo zmienić numer telefonu, a najlepiej nawet miejsce zamieszkania. Nie wiem czemu ale martwię się o ciebie. Uważaj na siebie.
Co do tych zdjęć to są one dla ciebie na pamiątkę. Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo.
                                                        
                                                                I LOVE YOU
                                                                Twoja siostra Maria;>

Po przeczytaniu odłożyła list na stół. Zaczęła łączyć wszystkie wydarzenia, które zaszły od dnia w którym zmiażdżyła jądro mężowi pacjentki. Wpisy w internecie, brak zaufania pacjentek, nawrót choroby Leny, pytania o aborcję. Jednak wszystko ucichło, a Lena wyzdrowiała. Teraz po paru miesiącach spokoju, który okazał się jedynie ciszą przed burzą znowu zaczęły się dziać kolejne nietypowe wydarzenia. Atrament na oknach i głucha telefony. Chociaż prawdziwy horror miał się dopiero niedługo zacząć.
Dwa dni później Hana jak przyjechała do pracy zobaczyła stojącego na parkingu Piotra więc podeszła do niego.
-Hej. Co się stało?-zapytała.
-Myślałem, że będę mógł spokojnie pojechać zaraz po nocce do domu, a tu się okazało, że najpierw będę musiał zmienić koło, bo ktoś mi przedziurawił oponę.-wyjaśnił.
-Odwiozłabym cię ale niestety dopiero przyjechałam.-powiedziała.
-Sam sobie poradzę.-zapewnił-Wystarczy zmienić koło i będę mógł jechać.
-Od jak dawna masz przebite opony?-zainteresowała się.
-Parę miesięcy temu miałem codziennie. Teraz tylko raz w zeszłym tygodniu i dzisiaj.
-Dziwne.-rzekła zmartwiona.
-Coś się stało? Znowu ktoś cię upokarza?
-Nie. Już nieważne.-powiedziała cicho i odeszła.
Piotr patrzył cały czas za nią. Przez chwilę chciał za nią pójść ale jednak zrezygnował. Wymienił oponę i pojechał do domu. Hana zaczęła żałować, że nie pojechała jednak z Marią do Tel Awiwu. Postanowiła zadzwonić do niej w piątek i zapytać jak poszedł jej egzamin.

Rozdział 16

Maria i Teofil poszli do pokoju lekarskiego. W pokoju siedziała tylko Agata.
-Maria co ci się stało?-zapytała przerażona gdy zobaczyła dziewczynę.
-Walnęłam głową o mur.-powiedziała Maria.
Agata podeszła i obejrzała ranę.
-Wygląda na dość głęboką. Powinien to obejrzeć chirurg.-powiedziała, a po chwili spojrzała na chłopca-A kto to?
-To mój kolega. Teofil. Mieszka niedaleko Hany.-wyjaśniła Maria.
-Poczekajcie chwilę na korytarzu, ja zaraz przyjdę.
Dzieci wyszły, a lekarka zadzwoniła do Wiki. Przekazała jej co i jak.
-Przyprowadź ją na izbę, ja zaraz tam będę.-powiedziała Wiki.
Agata wyszła na korytarz i we trójkę udali się na izbę.
-Kto cię tak załatwił?-zapytała Wiki opatrując ranę.
-Teofil chciał mi pokazać plac, który zbudował z kolegami ale wtedy przybiegły dzieciaki i powiedziały, że dziewczyny nie mogą tu przychodzić. Ja się im sprzeciwiłam, no i wtedy najstarszy z nich nagle mnie popchnął.
-No to dość mocno cię popchnął, bo całkiem nieźle się walnęłaś. Trzeba będzie założyć szwy. A kim jest Teofil?
-To mój nowy kolega. Mieszka niedaleko domu Hany.
Wiki założyła jej szwy. W tym samym czasie Agata znalazła Hanę.
-Hana!-zawołała podbiegając do niej.
-Tak?
-Twoja siostra tu jest.
-Miriam? A czemu ona tu przyjechała? Przecież miała być w domu. Niech poczeka w bufecie.
-Tylko, że ona tu przyjechała, bo walnęła głową o mur i rozcięła głowę.
-A co się stało?-zapytała Hana trochę wystraszona.
-Lepiej jak ona sama ci to opowie. Jest teraz na izbie przyjęć.
Hana natychmiast poszła na izbę, a Agata razem z nią. Wiki z Marią akurat wyszły na korytarz.
-Maria nic ci nie jest?-zapytała Hana podbiegając do siostry.
-Na szczęście tylko rozcięła głowę i trzeba było założyć szwy. Ale na wszelki wypadek zrobimy jeszcze EKG głowy.-wyjaśniła Wiki.
-A gdzie Teofil?-zapytała Maria.
-Musiał pojechać do domu.-odpowiedziała Agata.
Hana mocno przytuliła siostrę, po czym Wiki zabrała Marię na badanie. Okazało się, że wszystko jest w porządku więc po niedługim czasie Hana zabrała dziewczynkę do domu. Po powrocie Maria opowiedziała wszystko Hanie co się wydarzyło.
-A ja myślałam, że ty z chłopakami zawsze radzisz sobie najlepiej.-powiedziała Hana po wysłuchaniu całej historii.
-Tak ale Polacy są strasznie nieprzewidywalni.-zaśmiała się Maria.
Obie zaczęły się wesoło śmiać, a Hana zapomniała o wszystkich problemach i kłopotach. Jednak dźwięk telefonu Hany przerwał wesołą atmosferę. Tym razem wyświetlił się numer.
-Halo?-odebrała Hana-Kto mówi?-osoba się rozłączyła.
-Kto to był?-zapytała Maria spoglądając niespokojnie na siostrę.
-Nie wiem. Nie odzywał się, a potem się rozłączył.-powiedziała Hana starając się mówić spokojnie, by nie zmartwić siostry.
-Nie sądzisz, że to dziwne?-zapytała nastolatka.
-Ale co? Ten głuchy telefon?-próbowała się uśmiechnąć-Pewnie ktoś pomylił numery. Zagramy w tryktraka? 
-Jasne. Przyniosę planszę.
Hana starała się ukryć swój niepokój. Nie chciała aby Miriam została wplątana w jej problemy. Chwilami zastanawiała się nad wyjechaniem razem z siostrą.
-Hana. Obiecaj mi, że coś dla mnie zrobisz.-powiedziała Maria zanim zaczęły grać.
-Co takiego mam ci obiecać?-zapytała Hana.
-Obiecaj mi, że nie będziesz sama ze swoimi problemami. Pozwól innym sobie pomóc, zdaj się na przyjaciół, rodzinę. To, że los zgotował ci w przeszłości nieciekawe życie to nie znaczy, że tak będzie zawsze. Otwórz się na innych. Proszę.-w słowach zaledwie kilkunastoletniej dziewczynki słychać było miłość i troskę.
-Maria.-Hana zrozumiała ale nie wiedziała co odpowiedzieć-Ja nie potrafię ci tego obiecać.
-Nie jestem taka jak kiedyś. Sama mówiłaś, że się zmieniłam i wydoroślałam. Mam już 13 lat i rozumiem więcej niż ci się wydaje.
Obie dłuższą chwilę milczały. Wiedziały, że z gry już nic nie będzie więc Maria złożyła wszystko i zaniosła grę do pokoju. Wieczorem, kiedy Maria już spała, Hana stanęła przy parapecie okna w swoim pokoju i rozmyślała nad tym wszystkim co się wydarzyło odkąd przyjechała do Polski. Stwierdziła, że od paru miesięcy los po raz kolejny uprzykrza jej życie. Mogła mieć już tylko nadzieję na szczęśliwe zakończenie całego dramatu.

Rozdział 15

Maria powiedziała Hanie o Teofilu ale nie powiedziała jej tego co on widział. Następnego dnia pojechały razem do Leśnej Góry.
-Ok. Przywiozłam cię tutaj ale do domu będziesz musiała wrócić taksówką. No chyba, że chcesz siedzieć w hotelu cały dzień.-powiedziała Hana jak już zajechały pod szpital.
-Przecież wiesz, że nie będę tam siedziała cały czas. Mam zamiar zrobić trochę zdjęć.
-Nie masz już dość zdjęć z Polski zrobione?
-Tylko z lotniska, z wycieczki i okolic gdzie mieszkasz, a z Leśnej Góry nie.
-No dobra. Wyskakuj.
Wysiadły z samochodu. Hana poszła do szpitala, a Maria do hotelu.
-Szalon.-przywitała się Maria z Wiki i Przemkiem, którzy byli akurat w hotelu.
-Szalon.-odpowiedzieli.
-Mogę tu u was dzisiaj zostać i porobić trochę zdjęć?-zapytała.
-Możesz ale tylko kilka godzin, bo na drugą musimy być w pracy.
-Zgoda.
Hana siedziała w swoim gabinecie gdy zadzwoniła jej komórka. Spojrzała na wyświetlacz. Pisało numer zastrzeżony wiec odebrała.
-Słucham.-powiedziała ale nikt się nie odzywał-Przepraszam. Kto mówi? Proszę się odezwać.
Nagle ta osoba się rozłączyła. Hana odłożyła komórkę. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Jednak po chwili ktoś zapukał do drzwi więc wróciła do rzeczywistości i zaczęła przyjmować pacjentki.
W hotelu natomiast panowała dużo przyjemniejsza atmosfera niż w szpitalu.
-Na ilu zdjęciach udało ci się uwiecznić nasz hotel?-zapytała Wiktoria Marię gdy już siedzieli w kuchni i zajadali się zrobionymi przez Wiki grzankami.
-Nie wiem. Nie liczyłam.-odpowiedziała Maria.
-A tak w ogóle to czemu fotografujesz nasz hotel?-zapytał Przemek.
-Żeby mieć pamiątkę z Polski.-odpowiedziała.
-Masz swój własny aparat?-zapytała Wiki.
-Tak. Zawsze uwielbiałam fotografować. To tak jak Blanka. Rodzice kupili ci aparat czy siostra?
-Dostałam go od pewnego fotografa kilka lat temu...-powiedziała i nagle urwała.
Wiki nie wiedziała dlaczego Maria nagle urwała i posmutniała. Tylko Przemek domyślał się o kogo chodzi.
-Coś się stało?-zapytała Wiki.
-Nie.-odpowiedziała Maria i szybko zmieniła tok rozmowy-Będę mogła wam też zrobić zdjęcia?
-Jeśli zdążysz to zjeść i pomożesz nam sprzątnąć to czemu nie.-odpowiedziała Wiki.
Szybko się ze wszystkim uwinęli. Na koniec Maria zrobiła Wiki i Przemkowi kilka fotografii, a następnie cała trójka poszła do szpitala.
Hana idąc korytarzem spotkała idącego Piotra.
-Cześć. A ty już skończyłeś pracę czy dopiero przyszłeś?-zapytała go.
-Na szczęście właśnie skończyłem. A ty?
-Ja jestem od rana. Miałam nadzieje na szybsze wyjście ale niestety okazuje się, że nic z tego.
-Ale bynajmniej się wyspałaś. Ja siedziałem w pracy od wczoraj wieczora. To teraz jadę do domu się wyspać.
-To miłego dnia.-powiedziała Hana i poszła.
Maria porobiła trochę zdjęć ale nie chciała się zbytnio kręcić więc po krótkim czasie poszła przed szpital. Na parkingu przed szpitalem zobaczyła Gawryłę, który stał przy swoim samochodzie.
-Coś się stało?-zapytała podchodząc do niego.
-Nie twoja sprawa.-powiedział Piotr.
Wyglądał na wściekłego i spojrzał na nią tylko chwilę. Maria spojrzała na jego samochód i zauważyła przebitą oponę.
-Oh my goth. Kto to zrobił.
-Nie mam pojęcia.-wiedział, że nie uda mu się jej odpędzić.
-To nie pierwszy raz, prawda?
-Skąd wiesz?
-Gdyby to było pierwszy raz to nie byłbyś taki wściekły.-wyjaśniła.
-Wcześniej ciągle ktoś przebijał mi opony ale przez długi czas nic się nie działo, a teraz znowu.
-Może powinieneś wynająć detektywa.
-Detektywa? Po co?-zapytał zaskoczony.
-Jak to po co? Detektywa wynajmuje się po to, by znalazł ślady i złapał sprawcę.-mówiła z satysfakcją.
-Od tego jest policja.-powiedział zdziwiony dziwnym tokiem rozmowy.
-No to idź na policję.
-A ty nie powinnaś iść do domu? Gdzie są twoi rodzice?
-Hmm.-westchnęła-Właśnie miałam zamiar jechać do domu ale zobaczyłam ciebie więc postanowiłam sprawdzić co się stało.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.-powiedział, a Maria tylko wzruszyła ramionami.
Stała jeszcze przez chwilę, a potem oddaliła się, zamówiła taksówkę i pojechała do domu.
Wieczorem Maria razem z Haną oglądały zdjęcia w laptopie.
-Już wcześniej przejrzałam te wszystkie zdjęcia więc te zbędne są wykasowane.-powiedziała Maria gdy zaczęły oglądać.
-Ale i tak jest ich sporo.-skomentowała Hana.
Obie postanowiły wywołać niektóre zdjęcia. W kolejnym dniu Hana pojechała jeszcze przed pracą zawieść płytkę ze zdjęciami, a po pracy je odebrała.
W czwartek Maria będąc na dworze spotkała Teofila.
-Cześć Maria. Chcę ci coś pokazać.-powiedział.
-Co takiego?-zapytała.
-Zobaczysz.-powiedział i wziął ją za rękę.
Kilka metrów za domem Teofila znajdował się mur, a za nim niewielki plac. Maria była zachwycona tym co zobaczyła chociaż w pierwszej chwili myślała, że to jakieś pobojowisko.
-To jest forteca.-wyjaśnił Teofil.
-Wspaniałe.-powiedziała Maria uśmiechając się.
-Nie sądziłem, że ci się spodoba więc miałem na początku wątpliwości by ci to pokazać.
-No coś ty. Podoba mi się. Ty to wszystko zrobiłeś?-zapytała robiąc kilka kroków w kierunku drabinek.
-Tak. Robiłem to wszystko ale z kilkoma kolegami. Obiecaliśmy kilku dzieciakom, że zrobimy dla nich fajne miejsce do zabawy, by mieli gdzie rozrabiać.
-Kawał dobrej roboty.-zaśmiała się Maria.
Teofil chciał oprowadzić Marię po placu gdy nagle usłyszeli krzyki i wrzaski. Szybko cofnęli się w stronę muru. W tej chwili podbiegło do nich kilku chłopców nieco młodszych od nich i dwóch trochę starszych lub w wieku Marii.
-Stać.-krzyknął prawdopodobnie starszy z chłopców.
-O co wam chodzi?-zapytał Teofil.
-Dziewczynom wstęp wzbroniony.-powiedział jeden z chłopców.
-Wczoraj mówiliście co innego jak was pytałem o pozwolenie.
-Mówiłeś, że to ty zbudowałeś.-wtrąciła Maria Teofilowi.
-Ty się nie wtrącaj.-powiedział jeden z młodszych.
-Była umowa, że zbuduję im fortecę ale teren będzie należał do nich.-wyjaśnił koleżance Teofil.
-To nie fer, że pewne rzeczy są tylko dla chłopców.-powiedziała Maria.
-Dobrze wam radzę, lepiej spadajcie.-odezwał się starszy.
-A jak nie to co?-sprzeciwiła się Maria.
-To będziecie mieć kłopoty.-powiedział groźnie.
-Maria. Lepiej chodźmy.-powiedział Teofil i złapał ją za rękę ale ona mu się wyrwała.
-Z dziewczynami się nie zadziera.-powiedziała Maria podnosząc głos.
-Ostrzegałem.-powiedział najstarszy chłopak, podszedł do niej i mocno ją popchnął.
Maria uderzyła głową o mur i upadła na ziemię. Teofil podbiegł do niej. Na szczęście szybko się ocknęła więc wziął ją za rękę i zaprowadził do swojego domu. W domu Teofila nikogo nie było. Maria miała rozciętą głowę. Z dużej rany na czole spływała jej po lewej stronie twarzy krew. Rana wydawała się głęboka więc pojechali taksówką do szpitala.